A wy, ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci, lecz wychowujcie je w karności i posłuszeństwie Panu.
Wyzwanie ojcostwa
Te słowa z Listu do Efezjan wzywają mnie do roli, która nie jest ani łatwa, ani pozbawiona pozornych sprzeczności. Codziennie muszę zmagać się z emocjami, kiedy moje dzieci testują moją cierpliwość lub kwestionują mój autorytet. W takich momentach pokusa, aby skorzystać z mojej przewagi – siły czy statusu rodzica – jest bardzo silna. Jednak Ewangelia przypomina mi, że moim zadaniem nie jest dominacja, lecz wychowanie, które prowadzi do dojrzałości i zaufania Bogu.
Równowaga między stanowczością a miłością
Łatwo jest wpaść w pułapkę dwóch skrajności: z jednej strony surowości, która może ranić i zniechęcać, z drugiej strony nadmiernej pobłażliwości, która sprawia, że dzieci tracą zdolność do przyjmowania odpowiedzialności. Znalezienie równowagi pomiędzy stanowczością a miłością jest trudne, a jednak kluczowe. Moim celem jest nie tylko dyscyplinowanie dzieci, ale przede wszystkim wychowanie ich w posłuszeństwie Bogu, który jest jedynym prawdziwym przewodnikiem w ich życiu. To Bóg najlepiej zna wyzwania, przed którymi stoimy, dlatego chcę nauczyć moje dzieci, że posłuszeństwo Jemu to droga do prawdziwego szczęścia, choć nie zawsze łatwa, bo pełna wyrzeczeń i niekiedy niezrozumienia ze strony świata.
Cierpliwość i własne ograniczenia
W wychowaniu dzieci nie chodzi tylko o stawianie granic i określanie zasad, ale również o pokazanie im, co oznacza prawdziwa miłość i odpowiedzialność. Często sam muszę się zmagać z własnymi ograniczeniami, pychą i gniewem. Dlatego fragment ten przypomina mi, że muszę się starać być nie tylko autorytetem, ale również przewodnikiem, który prowadzi dzieci w duchu łagodności i miłości. Bywa, że moje dzieci testują moją cierpliwość do granic możliwości, co jest naturalne, bo w ten sposób uczą się świata i swoich możliwości. Ja zaś muszę wtedy pamiętać, aby nie działać z miejsca gniewu, ale z miejsca miłości i troski, z pełną świadomością, że to, co im teraz pokazuję, wpłynie na ich przyszłe życie.
Św. Józef jako wzór ojcostwa
Chcę patrzeć na moje dzieci tak, jak św. Józef patrzył na Jezusa – widząc w nich dar od Boga, i próbując dostrzec samego Chrystusa. To spojrzenie przypomina mi, aby ograniczać swój gniew, dumę i autorytaryzm. Józef nie był wszechwładnym patriarchą, lecz pokornym opiekunem Zbawiciela. On również musiał zmagać się z trudnościami i odpowiedzialnością, ale robił to z pokorą i zaufaniem Bogu. Jego postawa jest dla mnie inspiracją do bycia czułym i uważnym ojcem, który nie tylko wychowuje, ale również towarzyszy i wspiera swoje dzieci na drodze życia.
Być znakiem Ojca Niebieskiego
Właśnie tego chcę się nauczyć, by być dla moich dzieci znakiem prawdziwego Ojca – Ojca Niebieskiego, który prowadzi, lecz nie łamie, który wychowuje, ale nie poniża. Bóg w swojej mądrości zna najlepiej nasze słabości i potrzeby. To On daje nam siłę do bycia lepszymi rodzicami i pokonywania własnych ograniczeń. Chcę, aby moje dzieci poprzez moje świadectwo zobaczyły, że wierność Bogu, choć wymagająca, jest jedyną drogą do pełni życia i zbawienia. Że posłuszeństwo Bogu to nie tylko kwestia przestrzegania zasad, ale przede wszystkim budowanie relacji opartej na zaufaniu i miłości. Chcę, aby widziały, że choć życie zgodne z nauką Ewangelii wiąże się z trudami, z wyrzeczeniami i czasem niezrozumieniem, to ostatecznie przynosi ono prawdziwy pokój serca i radość, której świat nie jest w stanie dać.
Tylko przez ten pryzmat mogę im pokazać, że posłuszeństwo Bogu jest w ich najlepszym interesie – teraz i w przyszłości. Moim zadaniem jest przygotować je do życia w taki sposób, aby były gotowe na wyzwania, które niesie świat, a jednocześnie wiedziały, że mają w Bogu niezawodnego opiekuna.
Odpowiedzi