Jeśli tak się ma sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić.
Małżeństwo to najtrudniejsza, ale i najpiękniejsza rzecz, jaka mnie spotkała. Nie jest to piękna bajka o motylach w brzuchu i wspólnym radosnym przeżywaniu każdego dnia życia. Małżeństwo jest prawdziwym życiowym doświadczeniem, przygodą z wszystkimi tego konsekwencjami. Pytanie zatem jest zasadne. Czy warto się żenić?
Miłość rodząca się w trudach
Wiele młodych par wchodzi w małżeństwo z entuzjazmem. Są pełni nadziei na przyszłość. Jednak życie szybko weryfikuje te oczekiwania. Pojawiają się różnice charakterów, codzienne problemy, trudności w wychowywaniu dzieci. To właśnie te wyzwania, choć trudne, budują prawdziwą głębię związku.
Moje małżeństwo uważam za bardzo udane. W naszej 14 letniej historii rzadko przeżywaliśmy poważne kryzysy, ale często to te codzienne rozbieżności doprowadzają mnie na skraj przepaści. Naszym wentylem bezpieczeństwa w takich sytuacjach jest codzienna otwarta rozmowa i próba zażegnania konfliktu przed zachodem słońca. Nie zawsze się to udaje, ale z perspektywy czasu dzięki tym staraniom stajemy się lepsi i dostajemy perspektywę, której sami byśmy nie mieli.
Siła nierozerwalności
Współczesny świat często kwestionuje wartość nierozerwalności małżeństwa. Młodzi ludzie boją się zobowiązań na całe życie, obawiając się błędów i zranień. Nierozerwalność małżeństwa od zawsze była solą w oku i kością niezgody. To na nią tak obruszają się apostołowie, a wraz z nimi, mam wrażenie, współczesne społeczeństwo. Jednak decyzja o trwaniu przy sobie, mimo trudności, przynosi głęboką wartość. Nierozerwalność nie jest ciężarem, ale siłą, która zmusza nas do pracy nad sobą i do wspólnego wzrastania.
Kilka lat temu mój rozwój we wspólnocie sprawił, że głębiej zrozumiałem swoje potrzeby, inaczej zacząłem układać i komunikować moje priorytety. Zburzyło to wypracowane przez nas w małżeństwie schematy i musieliśmy na nowo zacząć je budować. Zajęło to prawie rok. Nie obyło się bez błędów i wzajemnych zranień, ale doświadczenie wspólnego zmagania się i szukania rozwiązań sprawiło, że dziś jesteśmy bardziej sobą i lepiej się rozumiemy. Gdybyśmy jednak oboje nie wierzyli głęboko w nierozerwalność małżeństwa, nasza relacja z pewnością zaczęłaby się sypać. Każdy poszedłby w swoją stronę i pozostał na powierzchni.
To od nas zależy przyszła wizja wartości małżeństwa
Często łapię się na głośnym narzekaniu, na pomysły mojej żony, na jej zachowania które mnie irytują, albo których nie rozumiem. Podobnie czasem zdarza mi się półżartem, półserio mówić jaką ulgą jest dla mnie “święty spokój” i czas wolny od dzieci, albo od żony. Można powiedzieć, że to takie niewinne stwierdzenia, ale powtarzane często budują pewien obraz cierpiętnictwa w ojcostwie i małżeństwie, co przecież jest tylko częścią prawdy. Uczę się, aby tak samo często wyrażać wdzięczność żonie i dzieciom, dumę i radość z życia wspólnie z nimi. To ma znaczenie. To od tej wizji małżeństwa jaką przekazujemy naszymi postawami i słowami będzie zależało to jak kolejne pokolenia będą postrzegały wartość tej przygody jaką jest małżeństwo.
Dziękuję Kamil! <3
Moje (nasze!) małżeństwo trwa nominalnie 29 lat i potwierdza wszystko, o czym napisałeś.
Teraz małżeństwa zawierają nasze dzieci. Niewykluczone, że niebawem stwierdzą 'po apostolsku', że 'się nie opłaca' lecz wierzę mocno, że chwilę zmagań później zmienią na 'warto'. Jeden Bóg!