Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?
Rodzą się pytania…
Doskonale znamy dzisiejszą Ewangelię, każdy z nas słyszał ją wielokrotnie. Burza, strach, sen Jezusa, uciszenie żywiołów – to wszystko wydarza się po raz kolejny. W mojej głowie jednak rodzi się parę pytań. Po pierwsze, dlaczego w ogóle apostołowie, będący przecież rybakami bali się burzy? Przecież to byli Ci, którzy żyli w takich warunkach raz po raz! To trochę tak, jakbym pracując w drukarni drżał na dźwięk druku… Dziś wiemy, że w tamtych rejonach, w pobliżu góry Hermon, z racji na takie, a nie inne usytuowanie terenu burze zdarzały się w skali roku z częstotliwością raz na 3-4 dni. Ludzie w tamtych czasach potrafili na podstawie wiatru przewidzieć to co się będzie działo na jeziorze. Więc tutaj stawiam pytanie numer dwa. Dlaczego tego nie przewidzieli? Ci doświadczeni rybacy?
…coraz dziwniejsze.
Teraz, gdyby postudiować ten fragment, to zaczyna dziać się “magia”. Wiemy, że Jezus osobowo zwraca się na łamach Ewangelii tylko do ludzi. A tutaj przemawia do burzy i wichru, jak do osoby: “Milcz! Ucisz się!”. Niektórzy wyciągają z tego wniosek,że Jezus rozmawiał z demonem, a nie ze zjawiskiem pogodowym. Zatem stawiam pytnie numer trzy: Z kim rozmawiał Jezus? Wróćmy znów do naszych wyćwiczonych i wychowanych w boju rybaków. Znają warunki, wiedzą jak jest i wypływają w nocy. Co ich ponagliło, żeby bez właściwie żadnego światła w takich warunkach wejść na łódź?
Były pytania, jest odpowiedź.
Dopiero z kolejnego rozdziału Marka dowiemy się, że wszystko to zrobili uczniowie na wyraźne polecenie Jezusa. Spieszy się on, bo na drugim brzegu czeka na niego człowiek opętany przez legion demonów. Dowiedziałem się, że Ojcowie Kościoła mówią że legion poniekąd “wychodzi naprzeciw” Jezusowi i ich pierwsze spotkanie jest już na jeziorze. To wyjaśnia strach, bo burza która spotkała Apostołów była inna niż wszystko to co oni znali. I dlatego Jezus też w tłumaczeniu dosłownym (“Ucisz się”) każde burzy założyć kaganiec, jakoby na znak, że nie ma demon prawa z nim rozmawiać.
Lubię oceniać
No właśnie, to prowadzi mnie do jednego wniosku. Nie znając tego, co dalej najchętniej oceniłbym Apostołów zgodnie z pierwszymi dwoma akapitami tego rozważania. No bo na logikę, to słabo to wyglądało. Może jest też wciąż tak w moim życiu, że wciąż tylko ta logika i logika, a nie chcę iść, żeby sprawdzić co jest po tej całkiem dosłownej drugiej stronie (jeziora).
A co z tą burzą?
Znów sięgnijmy do Ojców Kościoła, którzy porównują dzisiejszą Ewangelię, przekładając trochę na czasy dzisiejsze, że to Słowo od Boga na każdą zawieruchę życiową. Taką, co to nam życie trochę do góry nogami przestawia, a my się boimy. I czasem te burze trwają i trwają, ale czy zdajemy sobie sprawę że możemy wtedy otworzyć się w nas, w swoim wnętrzu, na walkę Boga z naszymi demonami? Tam gdzieś w naszym sercu Jezus płynie łodzią, żeby rozprawić się naszym legionem, kohortą, tysiącem, setką, czy nawet pojedynczym problemem. Pytanie tylko, to już piąte dziś, czy potrafię uwierzyć i dostrzec tą Bożą podróż ku lepszemu? Może i dziś w Twoim życiu toczy się właśnie taka burza, taka zawierucha. I może dziś potrzebowałeś przeczytać ten tekst, by zrozumieć że w centrum wydarzeń nie jest burza, ale jest On i jego chęć, nieustanna chęć wyciągania Ciebie z takich sytuacji. Więc kiedy następnym razem pomyślisz, że Bóg Cię opuścił, to przywołaj sobie obraz z tego artykułu, a jestem głęboko przekonany, że dasz sobie wtedy szansę na poprawę.
Biorę dla siebie dzisiejsze Słowo, szczególnie widzę to przerzucanie odpowiedzialność na Jezusa. Miewam takie chwile, że oddaję Jezusowi swoje troski, ale pogrążam się w zmartwieniu – nie w pracy (wierności).
Pokój w moim sercu rodzi się wtedy gdy jestem wierny.