Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe
Jakie macie doświadczenia z Adwentem? Wyznaczacie sobie postanowienia? A może w tym roku planujecie skupić się na duchowym przygotowaniu do Bożego Narodzenia?
Ja wiele razy miałem ambitne plany na Adwent. Obiecywałem sobie, że przeżyję ten czas inaczej – lepiej przygotuję się do Świąt. Jednak ciągle powtarzałem ten sam schemat: skupiałem się na postanowieniach, wyrzeczeniach i ograniczeniach… Zazwyczaj szybko traciłem czujność, wszystko kończyło się rozczarowaniem, zanim na wieńcu adwentowym zapaliłem trzecią świecę.
Dzisiejsza Ewangelia przynosi konkretną receptę i trzy wskazówki, jak inaczej i pełniej mogę przeżyć ten czas.
Trzymaj głowę wysoko
Najtrudniejsze w duchowych upadkach jest dla mnie to, że kiedy już do nich dochodzi, zbyt długo skupiam się na swoich błędach. Rozpamiętuję przyczyny, wyrzucam sobie, że znowu dałem się zwieść pokusie. W takim stanie łatwo tracę z oczu cel – ten przez duże „C”. A przecież błędy i potknięcia są częścią drogi. Chodzi o to, żeby nie tyle ich unikać za wszelką cenę, ile umieć trzymać głowę uniesioną wysoko i wracać na właściwy tor.
Zamiast obsesyjnie pilnować, by wytrzymać kolejnych kilkanaście dni bez słodyczy, chcę wznosić oczy ku Niebu, wpatrywać się w Chrystusa. To On i spotkanie z Nim nadają sens mojemu życiu.
Zachowaj lekkie serce
Codzienność pełna jest rozpraszaczy, które odciągają mnie od tego Celu. Podjadanie, smartfon, lista zaległych zadań… długo można by wymieniać. Kiedy przestaję dbać o lekkość serca, czuję się jak po zbyt obfitym obiedzie w upalny dzień: duchowo ospały, zniechęcony i zdemotywowany. W takim stanie łatwiej ulegam kolejnym pokusom.
Na szczęście możliwość „odciążenia serca” mam zawsze na wyciągnięcie ręki – w sakramencie spowiedzi. Adwent to doskonały czas, by o nią zadbać, ale w tym roku chcę podejść do tego inaczej. Nie będę odkładać spowiedzi na ostatnią chwilę, tłumacząc sobie, że skoro nie ma grzechu ciężkiego, to mam jeszcze czas. Wręcz przeciwnie – zamierzam rozpocząć ten okres od wizyty w konfesjonale i już od początku trwać z lekkim sercem.
Trwaj w modlitwie
Ostatnia wskazówka jest najbardziej oczywista, ale dla mnie również najważniejsza. Co robić, by nie tracić czujności? Jak nie zgubić z oczu celu? Jak unikać przeciążenia serca niepotrzebnymi troskami? Odpowiedź jest zaskakująco prosta: trwaj w modlitwie – w każdym czasie.
Po pierwsze, „każdy czas” oznacza, by w ciągu dnia, w każdej sytuacji, kierować myśli ku Bogu. Droga do pracy to świetna okazja na krótkie uwielbienie, a sprzątanie kuchni – na akt strzelisty.
Po drugie, chodzi nie tylko o chwile, gdy wszystko układa się dobrze, ale również – a może przede wszystkim – o te momenty, gdy czuję się przygnieciony własnymi upadkami.
***
W tym roku, podczas Adwentu, planuję trzymać się tych trzech zasad. Czy będzie ciężko? Na pewno. Zawsze trudno jest robić coś inaczej, przełamywać utarte schematy. Czy po drodze zaliczę upadki? Zapewne tak. Ale za każdym razem spróbuję podnieść głowę i skupić się na celu przez duże „C”.
Odpowiedzi