Kucasz przy ogrodzeniu czy siedzisz w pierwszej ławce? Pobożność ignoranta

Klęknąć czy kucnąć? Oto jest pytanie! Albo wyraz ignorancji. Dlaczego? Przeczytaj w tym artykule!

Kucanie kontra klęczenie; ignorancja kontra świętoszkowatość; obgadywanie, ocenianie i Bóg gdzieś tam w tle… W Kościele, tak jak w świecie, są rzeczy, które uczą, śmieszą i bawią. Podział raczej powierzchowny, jednak pomysł, którego nigdy nie zrealizowałem, a wciąż jest żywy w mojej głowie, spełnia te trzy cechy.

Na początek obserwacje

Uwielbiam obserwować ludzi. Generalnie ludzie lubią patrzeć na ludzi. Lubią ich podglądać, naśladować, krytykować. Ba! Zależy nam, żeby dobrze się prezentować przed innymi.

Czasy są wyjątkowe. Publikowaniem zdjęć na portalach społecznościowych można zarabiać na życie. Przynajmniej tak się wydaje większości, którzy je oglądają. Życie “na Instagrama”, “na Facebooka”, “na Tindera” pewnie wygląda dość podobnie. No chyba, że profesjonalnie obrałeś grupę odbiorców i robisz trzy ujęcia jednej sytuacji – każde dedykowane na inną platformę.

Klękanie a kucanie

A teraz wspomniany na początku pomysł. Z góry przepraszam, jeśli kogoś urażę lub przyprawię o zniesmaczenie. Od dziecka obserwuję ciekawe zjawisko w kościele. Występuje ono wśród wierzących, przychodzących na mszę. Zwłaszcza tych, stojących poza drzwiami kościoła na takich “miejscóweczkach”: pod drzewkami, ogrodzeniami – jak, nie przymierzając, pielgrzymi w drodze na Jasną Górę.
Wtedy w mojej głowie pojawia się chęć służenia. A służyć bym chciał niezwykle radośnie, bo rolką papieru toaletowego. Wyobraź sobie widok kilkunastu kucających osób i mnie, biegającego z rolką – wybawca!

Raz jeszcze przepraszam, ale zawsze miałem przekonanie, że kucanie nie przystoi w kulminacyjnym momencie mszy. Nikomu! Kiedyś myślałem, że może szkoda im spodni, rajstop i takich tam. Potem myślałem sobie, że może głupio wracać z przykurzonymi kolanami przez osiedle, wioskę, a o wstąpieniu do galerii trzeba od razu zapomnieć. Co ludzie powiedzą?

Prawie pobożność

Ten niedzielno-kościelny medal ma oczywiście dwie strony. Spotykają się na nim ci oparci o ogrodzenie z tymi z “pierwszych ławek”. Jak często ci drudzy, których sam reprezentuję, bez powodu obgadują sąsiada czy kumpla z pracy? Wtedy niby nie widać po nas, że w syfie myśli mamy zanurzone? 

Jedni i drudzy potrafią czuć się lepsi. Bo gdy zasuwam na mszę pół godziny wcześniej, żeby zająć dobrą pozycję, w drodze machnę jeszcze dziesiątek różańca, w kieszeni schowam kilka drobniaków na tacę, żeby dobrze wyglądało moje zaangażowanie w życie parafii i nawet chusteczkę sobie zabiorę, żeby mieć na czym klękać i nie ubrudzić kantek w spodniach, to jestem gość! Prawie uczeń Jezusa… I tutaj pojawia się w mojej głowie sztab ludzi z agencji reklamowej, która rozsławiła na całą Polskę hasło: “Prawie robi wielką różnicę”.

Wiara – idź głębiej!

Może warto pomyśleć tak na chłopski rozum: NA CO MI TO? Brzmi jak japońskie zawołanie bitewne… I dobrze się składa, bo przecież życie chrześcijanina prawdziwie wojną jest. Wojną o uśmiech, kiedy wszystko wali się na głowę. Wojną o to, by nie zabić moimi wadami i słabościami żony, sąsiada czy kumpla z pracy. Wojną o odwagę, by mówić prawdę i nie wstydzić się siebie, swoich pomysłów i wiary.

Nasz optymizm powinien być prostą konsekwencją naszej wiary. Wszystko, co się wydarza i co może się wydarzyć, jest dla dobra. Żeby w to uwierzyć, trzeba wejść w tę moją wiarę głębiej, upaść szczerze na kolana, oddając cześć prawdziwemu Zbawcy, powierzyć w zadumie (może właśnie powtarzając w kółko słowa modlitwy różańcowej) to, czego jeszcze nie rozumiemy lub tych, którzy prosili nas o modlitwę, pozdrowić kogoś w imię Jezusa lub podnieść na duchu dobrym słowem, obecnością. O! Zanurzyć się w słowie Bożym i codziennie pytać o drogę swego Boga, zamiast przedstawiać mu w pośpiechu swój harmonogram lub odmawiać “paciorek” dla uspokojenia sumienia. Taka pobożność to byłoby coś…

Do tego trzeba dojrzeć albo wrócić. Zwłaszcza, kiedy nie “podglądnęło” się dobrych wzorców. Mnie zajęło to prawie 20 lat.

Nigdy nie biegałem z rolką papieru po kościele i biegał nie będę. Jednak nie zawsze powstrzymam myśli, gdy zobaczę cię tam przykucniętego…

Artykuły o podobnej tematyce

Odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Kwestia kucania na Mszy Świętej, czy np. podczas procesji Bożego Ciała porusza mnie, śmieszy, czasem irytuje, niekiedy zasiewa w głowie osądy…
    Ten artykuł zachęcił do refleksji i odpowiedzenia sobie na pytanie “Dlaczego?”, co się dzieje w moim sercu podczas Eucharystii i co powinienem z tym zrobić.
    Dzięki!

  2. Ciekawa perspektywa Ja kiedyś tez miałem pozycje przykucniętą gdy miałem jasne spodnie i przyszło klękać na trawie/błocie ale tez doskonale pamietam ze pomimo iż kolana tylko się ugięły to poczułem ze moje serce biło pokłony

Nadchodzące wydarzenia