Bóg chce być blisko z człowiekiem
Jestem pobożny, jeśli żyję pobożnie, czyli traktuję Boga jako centrum wszelkich odniesień życiowych, a moja relacja z Nim ma wartość sama w sobie, nie dla konkretnych korzyści, które daje.
Spójrzmy na dwa wymiary daru pobożności. Pierwszy to rozumienie pobożności jako po prostu bliskości z Bogiem. Jest to równocześnie odpowiedź na to, że Bóg chce być blisko z człowiekiem.
Jezus przyszedł do grzeszników
W Ewangelii wg św. Łukasza czytamy: “Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać” (Łk 15, 1). Bibliści tłumaczą ten ruch różnych ludzi w Jego kierunku w mocny sposób: robili wszystko, by być blisko Jezusa. Oczywiście jest pewna przesada w słowie “wszyscy”, ale wskazuje ona na wielość osób, które lgnęły do Mistrza. I nie chodzi tylko o bycie blisko, ale o słuchanie.
Wydaje się, że krąg uczniów Jezusa jest jakby hierarchicznie zaburzony. Możemy zadać sobie pytanie: Kto jest najbliżej? Kto może być najbliżej? Ważne w tym wszystkim jest także to, kim Jezus jest dla grzeszników, bo “lekarza nie potrzebują zdrowi, ale chorzy” (Łk 5, 31). Jezus „przyjmuje grzeszników”, a nawet więcej ‒ „jada z grzesznikami”, mówi, że przyszedł „szukać i wzywać do nawrócenia grzeszników” (Łk 5, 31). Jest wreszcie nazywany „przyjacielem celników i grzeszników” (Łk 7, 34) i jest za to ciągle krytykowany przez faryzeuszy i uczonych w Piśmie. A przecież Jezus nie jest przyjacielem, który sprzyja grzesznikowi w jego postępowaniu, ale takim, który leczy, powołuje, nawraca, wyrywa ze zła, zbawia, wskrzesza, przebacza.
Można wskazać także moment kulminacyjny tej obecności Jezusa, który jest szczególnie blisko grzeszników (dosłownie: między grzesznikami) – scenę krzyżowania Jezusa między dwoma łotrami. Złoczyńca, który się nawrócił, wisząc obok Jezusa, przebył także duchowo pewną drogę. Człowiek pobożny to zatem człowiek, który idzie w kierunku Boga, nawraca się, znajduje Boga.
Środowisko pobożności
Dobrym przykładem procesu zbliżania się do Boga, jest powrót syna marnotrawnego opisany przez św. Łukasza. Będąc w dalekich stronach, upokorzony przez brak środków do życia, zaczyna zastanawiać się nad swoją relacją z ojcem. Zastanowił się nad swoim stanem, to znaczy opamiętał się, wrócił do swego serca. WSZEDŁ DO SWOJEGO WNĘTRZA – tu jest jakieś „środowisko” naszej pobożności. Zauważmy, że powód powrotu nie był tylko zewnętrznym wyczerpaniem się zasobów finansowych, był powrotem do siebie, do swojej natury także w tym sensie, że czytamy o zastanowieniu, rozumowaniu, decydowaniu. To nie jest powrót do domu zwierzęcia, któremu skończyło się jedzenie.
Powrót do Boga to powrót do siebie
Oddalając się od Boga, grzesznik oddala się również od samego siebie, wrażliwość na Boże obietnice topnieje, nie ma pragnień. Powrót do Boga trzeba zacząć od powrotu do samego siebie, od bardzo ludzkiej refleksji nad samym sobą, od dostrzeżenia tego, że mogę zmienić zdanie.
Budowanie pobożności to ponadto ciągłe oczyszczanie w sobie obrazu Boga. Zwróćmy uwagę na bardzo subtelny moment w rachunku sumienia, kiedy syn marnotrawny konfrontuje swoją rozrzutność, która doprowadziła go do skrajnego głodu, z rozrzutnością ojca. Ta rozrzutność dotyczy chleba: ”Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę” (Łk 15, 17).
Ojciec synowi kojarzy się z chlebem. Ojciec jest tym, który daje chleb. Daje chleb nie tylko dzieciom, nie tylko sługom (którzy byli traktowani jak część rodziny), ale nawet najemnikom. W tym dawaniu wszystko jest w obfitości. Taki obraz ojca we wnętrzu syna, który przecież wciąż jest daleko, bardzo wiele mówi o miłosierdziu ojca. Być może to świadczy o dobrym działaniu sumienia syna, który nie stracił wiary w miłosierdzie. Jego śmierć duchowa nie doprowadziła go do samobójstwa. Jest to moment krytyczny każdego nawrócenia, każdego przypomnienia sobie o obietnicach Ojca, chwila, w której następuje „zmiana kierunku ruchu”.
Maria Magdalena nie rozpoznała Jezusa po zmartwychwstaniu, natomiast czytamy, że na wezwanie po imieniu: „odwróciła się i zobaczyła Jezusa”. Niejako symbolicznie odwróciła się i zaczęła patrzeć w dobrym kierunku.
Pobożność w duchu etyki cnót
Inny wymiar pobożności mówi nam, że pobożność jest cnotą. Co to oznacza?
- Ważniejsze jest, kim się człowiek staje w czasie, a nie to, co robi w danym momencie.
- Gdy się modlę i wydaje mi się, że modlitwa nie przynosi efektu, nadal jestem człowiekiem pobożnym.
- Nie rodzimy się z pobożnością, musimy ją osiągnąć – to jest zadanie, to jest konkretna robota.
- Jaka ma być ta nasza „robota” nad budowaniem pobożności? Nie ma innej metody, jak życie według pobożności, spełnianie uczynków pobożnych. Święty Augustyn pewnie powiedziałby tak: “Nie wiesz, czy jesteś pobożny? Zachowuj się zatem, jakbyś był pobożny, a prawdziwą pobożność da ci Bóg.” Tak dokonuje się wypracowanie dobrego nawyku.
- Cnota zawsze oznacza pewien złoty środek. Pobożność jest zatem także pewnym środkiem – na przykład między czasem, który daję Bogu i tym dla innych ludzi.
- Kiedy mam pewne przekonanie, że jestem pobożny? Kiedy wiem, co czynić w duchu pobożności. Kiedy czynię to: żyję pobożnie (traktuję Boga rzeczywiście jako centrum wszelkich odniesień życiowych, moja relacja z Nim ma wartość sama w sobie, nie dla konkretnych korzyści, które daje).
- Nie ma czegoś takiego jak podręcznik, który powie nam, jak być pobożnym. Tak samo jak nie damy dziecku zbioru instrukcji, jak ma tym dzieckiem być. Jedyny sposób to prośba o Boży dar pobożności oraz naśladowanie tych, którzy ten dar posiadali – szukanie takich ludzi. A najlepszym przykładem jest tu oczywiście Jezus i Jego relacja z Ojcem.
Artykuł jest częścią kursu o Darach Ducha Świętego, na który zapraszamy Ciebie serdecznie już dziś!
Odpowiedzi