Nie bój się, wierz tylko!

Kiedy rozpadasz się wewnętrznie…

Myślę o dzisiejszej Ewangelii. Przełożony synagogi, Jair, zaraz po przybyciu Jezusa pada mu do stóp i błaga o ratunek dla swojej córki. Wie, że Jezus potrafi uleczyć. Jest jednak coś, czego nie wie — nie wie, że Jezus potrafi wskrzesić, ponieważ jeszcze tego nie dokonał. Mistrz zgadza się i pędzi zatłoczonymi ulicami z ojcem dziecka u swojego boku. Wyobrażam sobie radość tego ojca, wyobrażam sobie tę radość na przykładzie mojego syna. Mój syn ma zespół Aspergera. To oczywiście w żaden sposób nieporównywalne, a właściwie nawet nie choroba — chcę jednak przedstawić Wam mój punkt widzenia. Spotykam Jezusa, on się zgadza. Pędzę z Jezusem u boku i cieszę się, podskakuję z radości, bo horyzont mojego dziecka zaraz się niemożebnie poszerzy. Jego ograniczenia znikną, wszystko będzie za chwilę dobrze, jeszcze tylko parę kroków…

…i wtedy uświadamiam sobie, że nie pędzę już z Jezusem u boku, nie ma go. Zostawiam za sobą jakieś zbiegowisko ludzi. Wracam tam i widzę, że mój Mistrz zatrzymał się, aby pomóc komuś innemu. I mówi mi, że dalej nie pójdzie, że tylko to jedno uzdrowienie i tyle. Moje ojcowskie serce rozpada się na tysiąc kawałków. Nawet pisząc ten tekst, przechodzą mnie ciarki. Już za chwilę miało być tak dobrze! Oczywiście, trochę zmieniam bieg historii, ale czy aż tak bardzo? Wspomniałem, że Jair nie wiedział, że Jezus ma moc wskrzeszania zmarłych. Pędzi więc z Jezusem, kiedy ten zatrzymuje się, aby pomóc kobiecie cierpiącej na krwotok. To chwilę trwa i w międzyczasie Jair otrzymuje najgorszą z możliwych informacji. Jego dziecko umiera. Jeśli mnie ciarki przechodzą na myśl o tym, że utraciłem możliwość poszerzenia horyzontu mojego dziecka, to o ile mocniej serce Jaira musiało zakłuć? Myślę, że jako ojciec, umarł na ten moment dla świata.

…a Jezus jest spokojny.

Nagłówek brzmi może nieco zaczepnie, ale ukazuje to, co mam na myśli. Córka Jaira umiera, Jair jest w rozpaczy, a Jezus jest absolutnie spokojny. Nawet kiedy wchodzi do domu, w którym wyobrażam sobie zgiełk, rozpacz, lament, spokojnie mówi, że przecież nic takiego się nie dzieje, bo córka tylko śpi. Mogę się domyślać, co wtedy dzieje się w głowach tych wszystkich rozpaczających ludzi. W najlepszym przypadku mogą myśleć, że Jezus nie usłyszał, że nie żyje. Myślę jednak, że mieli go za niezłego wariata. U mnie też tak jest, kiedy wpadam w czarną rozpacz, w której nie widzę wyjścia, i ktoś mi mówi “spokojnie, wszystko będzie dobrze” — mam ochotę go rozszarpać na kawałki. Jakie dobrze, kiedy nie jest dobrze?

Kiedy nie jest dobrze

To Jezus i tak przychodzi. W Nowym Testamencie możemy przeczytać opis trzech wskrzeszeń w różnym stadium. Córka Jaira zostaje wskrzeszona parę(naście) minut po śmierci. Młodzieniec z Nain to najprawdopodobniej 1 do 3 dni po śmierci, a Łazarz był już pochowany i, jak to dosadnie opisuje św. Jan, cuchnął. I to właściwie jest dla mnie dobra nowina. Bo mówi mi, że nieważne w jakim stadium śmierci jestem ja, jest moje serce lub są moi najbliżsi, to Jezus i tak może mnie z tego wykaraskać. Więc pozwól sobie dziś po ludzku usłyszeć tę dobrą nowinę, która krąży wokół miejsc naszej ciemności. Nie ma takiej sytuacji, w której Jezus by nie dał rady. Ciągle nie jest za późno, ciągle masz szansę!

Artykuły o podobnej tematyce

Odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  1. Bóg jest dobry , i zawsze działa tylko czy ja idę do Niego z wiarą i zaufaniem , czy z moim oczekiwaniem , które nie koniecznie pokrywa się z myślami Boga . Zgodnie z tym co jest napisane : Moje myśli nie są myślami waszymi.

  2. Dla mnie w punkt.
    Fajne pytania..
    Krótki fragment, który ze mną zostaje..
    Myślę nad nim..
    Rozważam..
    Widzę jak zmienia horyzont mojego postrzegania różnych sytuacji..

Nadchodzące wydarzenia