Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.
Widzimy scenę, w której Jezus, po ustanowieniu dwunastu apostołów, wraca do domu Piotra i Andrzeja w Kafarnaum, który służył jako baza wypadowa dla jego działań w okolicy. Jezus jest już rozpoznawalny, dokonywał cudów, przyciągał tłumy, które teraz gromadzą się wokół niego i jego uczniów. Tłum jest tak wielki, że Jezus i jego uczniowie nie są w stanie zadbać o własne potrzeby, nawet tak podstawowe jak zjedzenie posiłku.
Słysząc o całym zamieszaniu wokół Jezusa, jego krewni postanawiają działać. Chcą go powstrzymać, uważając, że powinien wrócić do domu rodzinnego i zająć się swoimi ciesielskimi umiejętnościami, zamiast przyciągać tłumy chorych i opętanych, nie wspominając o gniewie wzbudzanym wśród przywódców religijnych.
Po co się wychylać?
Z ich punktu widzenia „oszalał” – woda sodowa uderzyła mu do głowy z powodu swojego celebryckiego życia. Widzą w nim zwykłego członka rodziny, którego znali całe życie, i nie rozumieją go. Nie dopuszczają myśli, że ktoś tak zwyczajny nagle wypływa na szerokie wody i jego hierarchia wartości się zmienia.
Czy ich punkt widzenia jest całkowicie niepoprawny i zły?
Ja również czasem patrzę na poczynania moich najbliższych, dzieci czy przyjaciół i stwierdzam, po co tak kombinują, niech zajmą się uczciwą pracą, zamiast szukać dziwnych rozwiązań. Moja mama zawsze mówiła: „Nie wychylaj się, to inni nie będą cię zauważać”. Kiedy buntowałem się jako nastolatek, słyszałem: „Zostaw to, bo jeszcze bardziej sobie zaszkodzisz”. Absolutnie jej tego nie mam za złe, chciała najlepiej, jak rozumiała.
Boży szaleńcy
Nie wiem, czy kiedykolwiek spotkaliście osoby, które publicznie głosiły Ewangelię, opowiadały o swoim doświadczeniu Boga. Jak reagują ludzie? Większość uznaje je za stuknięte. Może nawet w głębi serca myślą, że mówią dobrze, ale po co się tym obnosić publicznie? Przecież religia to sprawa indywidualna, powinna ograniczać się do zacisza domu, kościoła.
Czy muszę zostać szaleńcem?
A może spróbować „Bożego szaleństwa”? Nie mówię, że od razu mam ogłaszać światu, jaki wspaniały jest Bóg, ale może na początek zgodzić się na ryzyko niezrozumienia i pomówień. Może prozaiczne rzeczy, jak znak krzyża przed jedzeniem w restauracji, powiedzenie w pracy: „Nie dzięki, dzisiaj poszczę”.
Może zwykłe pamiętanie, że wszystko, co mam, dostałem od Boga. Może opowiadając o weekendzie, wspomnieć, że byłem z dziećmi w kościele – bo to dla mnie ważne. Może warto podjąć ryzyko. Nigdy się nie dowiemy, jak pływa się pośrodku oceanu, jeśli z góry założymy, że woda sięga nam maksymalnie do pasa.
Pamiętam, jakie było moje zdziwienie, gdy u kolegi z pracy zauważyłem różaniec na biurku. Zagadnąłem go, śmiejąc się, że używamy tych samych narzędzi. Relacja diametralnie się zmieniła – nadal możemy się w wielu sprawach nie zgadzać, wkurzać na siebie, ale wiemy, jakie mamy wartości. Drobna sprawa – wystarczyły dwa zdania i trochę odwagi.
Puenta
Puenta jest jedna i oczywista: Jezus zawsze ma dla mnie czas, codziennie do mnie przemawia. Czasem mam wrażenie, że codziennie dzieją się cuda – mniejsze lub większe. To ode mnie zależy, czy wejdę w tłum słuchaczy zafascynowanych Nim, postaram się zbliżyć do Niego, aby go słuchać. Każdego dnia mogę brać do ręki Ewangelię i żyć Jego słowem. A może kiedyś, gdy usłyszę, że jestem Bożym szaleńcem, sprawi mi to radość.
Odpowiedzi