Prorok we własnym domu
Rzym – wieczne miasto
Dlaczego zaczynam od Rzymu? Dlaczego mówię o wiecznym mieście? Wiąże się z tym historia mojego życia. Otóż będąc młodym chłopakiem, spędzałem wiele czasu na Mentorelli. Na Mentorelli znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej – przez liczną grupę uważane za najstarsze miejsce kultu maryjnego w Europie. Piszę o tym miejscu tylko dlatego, że niedaleko znajduje się Rzym. I to właśnie to miasto odwiedzałem raz po raz, każdego roku. Łącznie można powiedzieć, że we Włoszech, w okolicach Rzymu, spędziłem jakieś 4-5 miesięcy mojego życia. Pół żartem, pół serio śmiałem się wtedy, że dla mnie Rzym to wieczne miasto, bo wiecznie do niego wracam. Potem nastała przerwa, aż do momentu wyjazdu ze znajomymi w 2018 roku. Wróciłem tam po wielu latach przerwy i byłem sam zaskoczony tym, jak wiele pamiętam. Nie będę skromny, ale myślę, że spokojnie mógłbym być przewodnikiem po Rzymie.
No dobrze, zmierzajmy jednak do meritum. W dzisiejszej Ewangelii Jezus wraca do swojego rodzinnego miasta. Lubię sobie wyobrażać ten moment, ten dzień Jego powrotu do Nazaretu, które było miastem Jego dzieciństwa (tak, jak moim był Rzym). Przecież Jezus tutaj się wychował, tutaj znał Go każdy, tutaj ukształtował się na tego mężczyznę, którym był dziś. I tak sobie myślę, że kiedy wrócił z uczniami do Nazaretu już jako dorosły człowiek, to chciał im pokazać wszystko to, co było dla Niego najważniejsze. Nieomal widzę ten obrazek, kiedy przechadzają się ulicami miasta i Jezus mówi: “tutaj mieszkałem, tutaj chodziłem do szkoły, tam grałem w piłkę…”. Tak samo jak ja w 2018 roku mogłem pokazywać Rzym moim przyjaciołom, tak i Jezus zapewne z radością w sercu oprowadzał swoich uczniów. Myślę sobie też, że nawet w momencie wejścia do świątyni miał radość w sercu, miał intencję przyniesienia ludziom, których w większości znał, jak największej ilości dobra.
Nazaret – miasto zawodu
Wiemy z dzisiejszej Ewangelii, że sprawy potoczyły się całkowicie inaczej. Ewangelista Marek pisze, że właściwie to prawie Jezusa zrzucono ze skały. Mistrz został potraktowany w swoim mieście jak oszust, został odrzucony. I chyba najboleśniejsze jest w tym wszystkim, że został odrzucony nie jako prorok, ale jako człowiek, sąsiad, mieszkaniec tego miasta, ktoś, kto wychował się pośród tych wszystkich ludzi. Myślę, że Jezus tak po ludzku przeżył ogromny zawód.
Alfa i Omega
Początek i koniec, alfa i omega. To, co przytrafia się Jezusowi dziś, zdarza się właściwie na początku Jego działalności prorockiej. Ledwo zaczął dokonywać wielkich dzieł i nagle został w okrutny sposób zgaszony, w dodatku przez bliskich Mu ludzi. Może więc to była pewna zapowiedź tego, co ma przyjść później? Zostaje odrzucony na początku, a potem w momencie swojej męki i śmierci zostaje odrzucony po stokroć bardziej… Ta ludzka strona dzisiejszych zdarzeń też daje mi wiele do myślenia. Możemy popatrzeć na Jezusa jako na kogoś, kogo droga obfituje w niezliczoną ilość cudów, uzdrowień, egzorcyzmów, wspaniałych przemów. Jest też jednak ta druga strona medalu, która “obfituje” w porażki, nienawiść, niechęć. Brzmi znajomo? Przecież życie każdego z nas tak wygląda. Patrząc na linię czasu, jestem przekonany, że każdy z nas pokaże swoje piękne dni i każdy z nas pokaże swoje dni pełne ciemności i bólu. Niesamowite jest to, że Jezus przyjął pojawiając się na ziemi wszystko tak bardzo po ludzku. Cierpiał z powodu porażek, czuł się czasem przegrany. Ponowię pytanie. Brzmi znajomo?
Odrzucony, odrzucony, odrzucony
To w ogóle temat dzisiejszych czytań. Ezechiel zostaje postawiony w sytuacji, w której głosi do ludzi niechcących go słuchać, ma widzieć w ich oczach nienawiść, jego misja kończy się porażką i odrzuceniem. I to wszystko z dodatkową wiedzą o tym, że mimo iż go odrzucą, to będą widzieć, że jest prorokiem. Dalej, w drugim czytaniu, mamy słynny oścień św. Pawła. Jedną z teorii, mocno przeważającą wśród innych, jest to, że św. Paweł zmagał się z jakimś konkretnym grzechem albo słabością do końca swojego życia. Często prosił Boga o oddalenie owego ościenia. I wydawać by się mogło, że zostanie mu odebrany. Tak się nie dzieje. Uczucie pokusy i wielu porażek życiowych towarzyszy mu aż do końca jego życia. Mam więc dziś: odrzuconego Ezechiela, odrzuconego Pawła i odrzuconego Jezusa. Odrzucony, odrzucony, odrzucony – a mimo to święty, święty, święty. A Ty? Potrafisz być święty i odrzucony? Czy ciągle chciałbyś, aby jedna rzeczywistość istniała, a druga została Ci zabrana? To dobry czas, aby się nad tym dziś zastanowić!
Odpowiedzi